Jakiś czas temu z inicjatywy Rafała Kozłowskiego i pod patronatem Galerii im. Sleńdzińskiech w Białymstoku powstał projekt pod nazwą "Białystok z drewna", który zgromadził zespół ludzi, którzy postanowili przybliżyć historię drewnianych domów w naszym mieście.
Ja również dołączyłam do tego Projektu.
DLACZEGO „BIAŁYSTOK Z DREWNA”?
Na naszych oczach zanikają mieszczańskie, drewniane domy, które są wypierane przez wielkogabarytowe, nowoczesne budownictwo. Dzielnice Białegostoku ogarnia ogólnobudowlany chaos i walka o grunt pod nowe inwestycje. W praktyce zanika historyczno-kulturowy charakter miejsca. Domy pradziadków i dziadków zostają zdewastowane, przez co miasto traci nieodwracalnie część swojej tożsamości i historii. Z unikatowej drewnianej zabudowy Białegostoku zostało niewiele, a to co pozostało wymaga udokumentowania i zachowania dla potomności.
Realizując nasz projekt, chcemy poszerzyć świadomość mieszkańców co do historii Białegostoku – pokazać dawne budownictwo, życie mieszkańców drewnianego Białegostoku, ich codzienne zajęcia. Chcemy uświadomić, jak dużą wartość ma krajobraz dawnej „Małej Ojczyzny” i jak cenne jest zachowanie jego w niezmienionej formie nie tylko dla nas samych, ale również dla przyszłych pokoleń. Dlatego też uczestnicy warsztatów utrwalą na fotografiach współczesny drewniany Białystok.
A oto wspomnienie, moja osobista historia pt. "Dom przy ulicy Widok 1 w Białymstoku
Drewniany dom przy ulicy Widok 1 w Białymstoku istniał w
pierwotnej formie do roku 1996, kiedy to został sprzedany przez
spadkobierczynie czyli moją mamę i jej siostrę. Następnie przebudowany przez
nowego właściciela i kompletnie pozbawiony dawnej formy.
Dom „babci Janki” jak i jego otoczenie dołączyło do
nowoczesnego wizerunku uporządkowanego miejskiego ładu. Zamiast piaszczystej
ulicy mamy obecnie polbruk. Nie ma już drewnianych płotów, a za nimi bajecznych
kwiatowych ogrodów, ani sadów z drzewami owocowymi, ani chlewików, ani cichych
zakątków pod gruszą…
Dom wybudował mój pradziadek Julian Gromko w 1926 roku, jako
tymczasowy, ponieważ miał w planach pobudowanie dużego, wielorodzinnego domu na
bardzo pokaźnej działce, która sięgała od ulicy aż do łąk wzdłuż torów
kolejowych, a którą to otrzymała od
swoich rodziców w posagu prababcia Rozalia z domu Sosnowska.
fotografie pradziadków
Pradziadek był bardzo przedsiębiorczym człowiekiem, wiele
lat mieszkał w Rosji i na Ukrainie, gdzie prowadził własną restaurację i
„dorobił się” kamienicy. Wrócił, gdy sytuacja polityczna na tamtych terenach
stała się bardzo niebezpieczna.
Tu poślubił swoją drugą żonę czyli prababcię Rozalię, a następnie narodziły
się dwie jego córki Janka i Jadzia.
W Białymstoku pracował jako jeden z szefów restauracji w
Hotelu Ritz i miał również swoją sezonową małą restauracyjkę w Parku
Branickich. Gotował na specjalne życzenie dla wielu sław odwiedzających Białystok.
1939 rok był nie tylko początkiem tragicznych wydarzeń w
historii Polski, ale również dramatem rodzinnym.
Po ciężkiej chorobie w 1941 roku zmarł pradziadek, wcześniej
dzieląc swój majątek pomiędzy córki.
Dom pozostał do dyspozycji babci Janiny z mężem Józefem Królewskim
i prababci.
Dziadek Józef zawodowy podoficer – sierżant meteorolog - w lutym 1945 roku zginął w pod Kołobrzegiem.
fotografia dziadków - ulica Rynek Kościuszki lub Lipowa w Białymstoku
Babcia Janina musiała nie raz uciekać przed
Gestapo z własnego domu i chować się w ziemiankach np. na obecnych
Dziesięcinach czy nocować u zaufanych ludzi.
Dom przetrwał wojenną zawieruchę, choć mogłoby się stać
inaczej, kiedy to kilkanaście metrów dalej na sad spadła bomba i zrobiła
ogromny lej.
Po wojnie czasy były ciężkie i babcia z prababcią
wyprzedawały po kawałeczku odziedziczoną ziemię. W końcu pozostał w ich rękach
okrojony kawałek wraz z domem.
Ale i tak był to mały raj na ziemi – „tajemniczy ogród” w
środku miasta.
"rodzinnie"
Babcia Janka bardzo dbała o dom, zawsze odmalowany, z
nienagannie ułożoną dachówką. W środku przytulne i klimatycznie, choć skromnie,
bo cztery osoby utrzymywały się z jednej pensji babci, która pracowała w biurze
na Kolejach Państwowych. Babcia była niezwykle pedantyczną osobą i damulką w
każdym calu. Zawsze piękna i elegancka, nawet kiedy szła wyrzucić śmiecie do
kubłów przy bramce, musiała przyczesać włosy, podmalować usta i zdjąć fartuch.
Na przedzie domu znajdował się duży ogród kwiatowy. Grządki
z kamiennej podmuwrówki, mnogość gatunków kwiatów w tym róże przyprawiało o
zawrót głowy.
Tuż przy domu rósł jaśmin, bez i tamaryszek, a pod nimi znajdowała
się ławeczka. Za domem rozciągał się zaś sad i ogród warzywny oraz stał chlewik
oraz w późniejszym czasie pobudowano również drewniany garaż.
moja mama w ogrodzie
Całe swoje dzieciństwo spędzałam u babci – kochałam ją i to
miejsce.
Nawet kiedy zamknę oczy, dziś widzę z dokładnością, każdy
szczegół tego niezwykłego miejsca. Pamiętam bzyczenie pszczół, natrętne osy czy
wielkie bąki. Widzę piękne motyle siadające na kwiaty. Słyszę wrzask jerzyków zataczających
wieczorem kręgi nad dachami domów. Przypominam sobie leniwe koty, pełzające po
deszczu ślimaki, śpiew ptaków, dźwięki koników polnych, a nawet kumkanie żab z
dalekich łąk przy torach.
Sad i ogród był dla mnie niczym Eden – na wyciągnięcie ręki
rosły jabłka Papierówki, gruszki Klapsy, śliwki Węgierki czy morele. Nie mogłam
się też oprzeć wiśniom, krzakom czarnej i czerwone porzeczki czy agrestu. Na
grządkach aż się prosił o zerwanie długi szczypior. Nawet gorzka rzodkiewka
smakowała inaczej, tak samo jak pomidory Malinówki.
ja na schodkach u babci - lata 80-te XX w.
ja w wózeczku z cioteczną babcią Jasią - lata 70-te XXw.
Do domu prowadziły kilkustopniowe drewniane schodki z
poręczą, następnie znajdowała się sień i drzwi do komórki i na strych. Komórka
była zawsze obiektem moich ciekawskich poszukiwań. Stara szafa i kredens kryły
różne skarby. Tu babcia też przechowywała suszoną, własnej roboty szynkę czy
kiełbasę. A jaki miały smak, ech … Strych zaś krył mnóstwo staroci z
przeszłości.
Z sieni wchodziło się do kuchni z białym piecem kaflowym.
Pod oknem stał stół przy którym uwielbiałam siedzieć i rysować czy też bawić
się np. szpulkami nic i szpilkami z kolorowymi główkami, które przechowywane
były w rzeźbionej skrzynce. Następnie przechodziło się do obszernego salonu z rozkładanym
stołem i ozdobnymi krzesłami – 8 lub 12 sztuk – z wielką trzydrzwiową szafą,
kredensem i fikuśnymi podstawkami pod paprotki. Bardzo lubiłam rozkładany
fotel, zwany „amerykanką” z iście królewską tapicerką. Mistyczny też był obraz na
jednej ze ścian – pejzaż z fioletowym niebem - w złotej, bogato zdobionej ramie. Okna salony
wychodziły wprost na ogród kwiatowy i widok na ulicę. Dziwnym elementem był dla
mnie wiecznie zepsuty telewizor i stare radio z okiem, które z babcią często
słuchałyśmy na zmianę z tym małym znajdującym się w kuchni. W salonie znajdował
się piec, zbudowany z ozdobnych, brązowych kafli.
Z salonu przechodziło się do sypialni, gdzie stały dwa drewniane
i bardzo wygodne łóżka oraz szafka nocna babci z lampką.
rodzinny obiad
Na jednym właśnie z tych łóżek, po ciężkiej chorobie odeszła
w 1995 roku moja najukochańsza babcia Janka.
Nigdy nie zapomnę smaku babcinej szarlotki czy sernika,
smaku domowego makaronu pływającego w tłustym aromatycznym rosole i innych
smakołyków.
Nie mogę zapomnieć zabaw na ulicy, przebieranek, psot,
biegania po różnych ogrodach sadach i podżerania owoców czy warzyw. Pamiętam
twarze wszystkich „cioć”, „wujków”, „babć” czy „dziadków”. Nie jestem w stanie
zatrzeć obrazu tych wszystkich drewnianych domów na ulicy.
jedno z ostatnich zdjęć babci, obok stoi moja siostra - lata 90-te XXw.
Po śmierci babci i sprzedaży domu nie miałam odwagi przez
kilkanaście lat tam pojechać, aż pewnego dnia stwierdziłam, że muszę odbyć coś
w rodzaju „pożegnania”.
Widok jaki zastałam był dla mnie swoistym szokiem…
Pod tym linkiem znajduje się aktualny wygląd domu: TUTAJ
Pod tym linkiem znajduje się aktualny wygląd domu: TUTAJ
Postanowiłam, że jak na fotografii w ułamkach sekund
rejestrujemy obraz, tak ja zarejestruję to, co kryje się z dawnych
wspomnień i przechowam ten obraz na zawsze w moim archiwum świadomości.
Fajny tekst :)
OdpowiedzUsuńJa mieszkam na Bojarach, niedaleko pozostałości starych domów, właściwie ich tu już nie ma. Pochodzę z Częstochowy i do Białegostoku przyjechałam "za mężem" 18 lat temu. Bojary bardzo drastycznie się zmieniły od tej pory :( Ja też zrobiłam sobie podróż sentymentalną do moich miejsc w Częstochowie, te miejsca się nie zmieniły jakimś cudem, ale ja się zmieniłam. Tak więc życie jest pełne zmian. W Białymstoku spotkało mnie wiele dobrych i ciekawych prac i projektów. Pozdrawiam - Agnieszka Blank